To tylko seks
Było ich wielu – kilkudziesięciu. Każdy inny, każdy w swoim rodzaju. Czy do któregokolwiek z nich zbliżyłam się bardziej? Czy czułam coś więcej? Do moich… jednorazowych znajomych – których była zdecydowana większość – na pewno nie. A do tych z nieco dłuższym stażem…? Raczej też nie. Z żadnym z nich nie omawiałam rozwodu z mężem, nie planowałam wspólnej przyszłości, zamieszkania razem. Może i takie myśli pojawiały się w przypadku pierwszego kochanka. Ale pewne wydarzenie dość skutecznie mnie otrzeźwiło. Być może kiedyś o nim napiszę, być może nie… No i rzecz najważniejsza – poza łóżkiem nie spędzaliśmy razem czasu. Tego się trzymałam.
Ja tak.
Ale czasem…
Zdarzały się te, wprawiające w zakłopotanie, sytuacje. Gdy ONI chcieli czegoś więcej. Najczęściej byli to panowie, z którymi spotkałam się więcej, niż trzy razy, ale nie planowałam z nimi dłuższej znajomości. Kawalerowie, rozwodnicy, wdowcy. Zaczynali badać grunt, przebąkiwać o wspólnych wyjazdach, wyjściach, okazywać czułość innego typu… Już to wystarczyło, bym zdecydowanie kończyła znajomość. Raz na zawsze, bez możliwości powrotu. To zdarzyło się kilka razy. Ale wystarczająco dużo, żebym wprowadziła zasadę tylko i wyłącznie jednorazowych spotkań. I nie żałuję tego. W końcu… to tylko seks ;)
Całuję, E. :*
Dodaj komentarz