Na biwaku - cz.3
wieczorem nie mialam zupelnie ochoty na jakakolwiek zabawe. mysl o tej malolacie i jarku zupelnie wybila mnie z rownowagi. oni siedzieli i dyskutowali o czyms przy ognisku, ja poszlam polozyc sie w namiocie. wiedzialam juz ze moj plan nie wypali. nie moglam jednak zasnac, wciaz rozmyslalam jak moglam dopuscic do takiej sytuacji. nagle do namiotu przyszedl jarek.
- co sie stalo, czemu sie ulotnilas z ogniska?
- troszke zle sie czuje, boli mnie glowa. pomyslalam, ze jak sie przespie to mi przejdzie.
- poczekaj chwile.
po chwili powrocil do namiotu i podajac mi puszke piwa powiedzial:
- masz, to jest najlepsze lekarstwo jakie znam.
zamknelismy sie w namiocie i zaczelismy gadac. zaczelam zartowac sobie o malolatach.
- widze ze znalazles sobie wielbicielke.
- taaa, wystarczy szczeniare pocalowac, a ona juz mysli o slubie i wielkiej milosci.
- a powiedziales jej ze to tylko przygoda?
- jakos nie mialem czasu...
- bedzie zmartwiona jak sie dowie...
- przejmujesz sie tym? bo ja nie...
- ja jakos tez nie.
oboje zaczelismy sie smiac.
- jak tam glowa jeszcze boli?
- juz przechodzi.
- mowilem, ze to najlepsze lekarstwo.
"czyli jeszcze nic nie jest stracone, moze jeszcze jest szansa" pomyslalam. postanowilam polozyc wszystko na jedna karte, przyblizylam sie i pocalowalam go w usta. na poczatku byl to calkiem niesmialy buziak (zawsze mozna bylo wyjasnic, ze to po przyjacielsku). buziaczek jednak zamienil sie w goracego calusa... gdyby nie fakt, ze siedzialam, pewnie nogi by sie podemna ugiely. calowalismy sie przez chwile (a nie powiem calkiem wprawnie calowal). gdy sie od siebie odsunelismy jarek powiedzial:
- ej, ja to chcialem zrobic.
nie zdarzylam nic odpowiedziec, obial mnie i znow zaczelismy szalenczo sie ze soba calowac. po raz pierwszy bedac z facetem balam sie posunac dalej. balam sie co on o mnie pomysli, ale po chwili przypomnialo mi sie, ze mogl widziec cala ta sytuacje z anka i w sumie facet powinien akceptowac dziewczyne taka jaka naprawde jest. jak tylko o tym pomyslalam odzyskalam cala pewnosc siebie. z pocalunkow zaczelam piescic jego uszko, pozniej moj jezyczek pojechal na szyjke, i spowrotem do ust. polozylam go na spiworach, zaczelam rozpinac bluske i calowac jego tors, moj jezyczek delikatnie go piescil, potem brzuch. wiedzialam, ze byl gotowy isc na calosc. delikatnie wiec reka zaczelam jezdzic po jego spodniach, delkatnie chwilami dotykajac najczulszego miejsca... wiedzialam ze pragna bym wreszcie uwolnila go z krepujacego ubrania, ale nie tak szybko. nagle odsuelam sie od niego, byl troche tym zdziwiony, ale zrozumial o co chodzi. zaczelam powoli zdejmowac z siebie ciuch. nie mogl oderwac odemnie wzroku. na poczatku zdielam z siebie bluzke... siedzialam w spodniczce i staniku... jednak zbytnio kolejnosc zdejmowania ciuchow mnie nie bawila... postanowilam zdiac z siebie majteczki... widzialam jak pragnie ujrzec moje wloski lonowe, muszelke... jednak przeszkode stanowila spodniczka. odwrocilam sie do niego tylem i siegnelam butelke z woda. bylam pewna, ze obserwuje mnie, przypadkowo spodniczka podwinela sie odslaniajac moj ksztaltny tyleczek. patrzal jak zachipnotyzowany... nagle ukleklam, spodniczka wrocila na swoje miejsce... zdielam z siebie stanik, odwrocilam glowe by zobaczyc jego rekacje... wzrok mial rozpalony, zapewne gotow byl rzucic sie na mnie, ale widac ciekawosc co bedzie dalej byla wazniejsza. podeszlam do niego i znow zaczelam calowac... zdielam z niego spodnie... potem bokserki, bylismy prawie nadzy. on mial jeszcze na sobie bluske, ja spodniczke... calowalismy sie bez opmietania, a jego dlonie, bladzily po mym ciele... nasze usta oderwaly sie od siebie, on delkatnie piescil moje sutki, do raczek przylaczyl sie jezyk... tego typu pieszczoty zawsze rozgrzewaly mnie, jego reka delikatnie zsunela sie ku mojej muszelce... gdy zaczal jej dotykac jeknelam, powoli wlozyl mi jeden paluszek, potem dwa... nie mial z tym wiekszych problemow, moje soczki bardzo ulatwialy sytuacje... nagle przerwal pieszczoty paluszkami, soczki ktore pozostaly rozsmarowal na mych sutkach i zaczal lapczywie zlizywac. bardzo podobala mi sie ta zabawa. postanowilam jednak nie stac tak bezczynnie. ponownie polozylam go na plecach, tymczasem odwrocilam sie tak, ze on mial latwy dostep do mojej muszelki, ja natomiast moglam spokojnie piescic jego kutaska... jego jezyczek penetrowal moja muszelke, delikatnie calowal... ja tym czasem postanowilam dac mu jak najwiecej rozkoszy... zaczelam delikatnie calowac jego penisa... wiedzialam, ze jedynie o czym pragnie to bym wziela go do ust, ale nie ma tak dopsze... gdy juz uznalam, ze starczy mu tych causkow, zaczelam delikatnie jezdzic po nim jezyczkiem. w koncu gdy i to mi sie znudzilo wzielam go do ust i zaczelam namietnie ssac i piescic. nie chcialam go jednak dym doprowadzic do wytrysku... pragnelam jak najszybciej poczuc go w sobie. odsunelam sie (wiedziaalm, ze chcialby kontynuowac ta zabawe) i usiadlam na nim ... delikatnie sie wbil, na poczatek do polowy, potem coraz glebiej. kochalismy sie w pozycji na jezdzca. dlugo jednak nie trzeba bylo czekac... juz po chwili jego plemniczki buszowaly w moim ciele, ja chwile po nim szczytowalam. zmeczona opadlam w jego ramiona. usnelismy...
Dodaj komentarz