Historia, która wam opowiem zdarzyła się naprawdę, zdarzyła się kilka miesięcy temu. Jest to opowieść o kilku sekundach miłosnego uniesienia, chwili, która wibruje we mnie dotąd jak huragan i pustoszy mój umysł i serce.
Pamiętasz opowiadałem Ci o miłości, pamiętasz podniecenie w moim głosie kiedy mówiłem o niej. Powiedziałaś wtedy jak się cieszę, pamiętasz powiedziałaś, że taka miłość się nie skończy. Pamiętasz. Ja pamiętam, pamiętam jak dziś.
Czasem idziesz ulicą i spotykasz trzy miliony przypadkowych znajomych. Co tam? Co u Ciebie? Jak się masz? Mnóstwo zasadniczo słabo zrozumiałych pytań, najczęściej nie docierają do mnie. Badawczo podnoszę wzrok, uśmiech: nie no wiesz po staremu.
Wracamy z balu, Ty w tej swojej eleganckiej, czarnej sukni. Ja w garniturze. Wysiadamy z samochodu, biegniemy szybko do domu. Myślimy o tym samym. Już w samochodzie ściągnęłaś szpilki i biegniesz po zwilżonej poranną rosą trawie, słońce zaczyna powoli wschodzić.